sobota, 29 września 2012

Rambo- powrót do domu, którego nie ma.

Felieton może zawierać znaczące szczegóły dotyczące fabuły filmów z serii "Rambo"


W mainstreamowej świadomości Seria filmów o Johnie Rambo jest brutalnym kinem akcji, w którym główne role odgrywa, oprócz Sylvestra Stallone, huk karabinowych strzałów, krew i masakra. Jadnak gdyby popatrzeć na te filmy trochę z innej perspektywy,  można dostrzec że te filmy pokazują coś jeszcze. Rambo nie jest bezlitosnym brutalem, odczuwa emocje, przeżywa.


W pierwszej części serii, znanej w Polsce pod tytułem "Rambo- Pierwsza Krew", główny bohater,

który w Wietnamie był maszyną do zabijania, stał się tam bohaterem, po powrocie „do domu” nie ma gdzie się podziać, postanawia więc udać się do swojego przyjaciela z wojska, niestety nie trafił zbyt dobrze, jego kumpel był martwy od jakiegoś czasu, a okoliczny szeryf nienawidzi byłych żołnierzy, obwiniając ich o dziwne zachowania i pijaństwo. John mimo że psychicznie rozbity i samotny, jest także twardzielem i mimo sprzeciwu szeryfa postanawia w mieście zostać, co powoduje że stróż prawa aresztuje go za „włóczęgostwo”. 
Na posterunku Rambo jest obdarty z resztek czci i szacunku należnego bohaterowi wojennemu, prowincjonalni gliniarze traktują go jak najgorszego śmiecia, wręcz go torturują. Całe to zachowanie skłania Rambo do ucieczki w góry. Schwytać byłego komandosa nie pomaga ani helikopter, ani gwardia narodowa. Ciąg wydarzeń prowadzi do finałowego monologu Rambo, który płacząc jak dziecko przed swoim byłym dowódcą, pułkownikiem Trautmanem, wypowiada słowa będące rozprawą ze Stanami zjednoczonymi Ameryki północnej. „Pierwsza Krew” jest jedną z najbardziej dosłownych rozpraw z tym jak traktowano żołnierzy wracających z przegranej wojny, mimo że może wydawać się że w całym bieganiu po górach byłego komandosa nie ma głębszego przesłania, to film ten jest czymś więcej niż tylko filmem akcji, może stawianie go w jednym rzędzie z „Czasem Apokalipsy” byłoby błędem, ale w swojej przerysowanej stylistyce „Rambo, Pierwsza Krew”  mówi o tym że w USA gardziło się bohaterami wojny wietnamskiej, mówi o tym bardzo dosłownie, a płaczący Stallone, mówiący o tym że na wojnie był bohaterem, a w „domu” może być najwyżej parkingowym, jest tego najsilniejszą z możliwych manifestacji. Zrezygnowany poddaje się i trafia do więzienia, gdzie spotykamy go w filmie "Rambo 2" (First Blood Part II).

Druga część, kultowego dziś cyklu, przedstawia nam misję Johna Rambo, wyciągniętego z więzienia przez Trautmana, która ma polegać na zdobyciu dowodów na to że Wietnamczycy przetrzymują amerykańskich jeńców. Od początku wszystko idzie źle. Murdock, przedstawiciel służb specjalnych i dowódca całej operacji ma Rambo za śmiecia i nie wierzy że cokolwiek znajdzie. John wyskakując z samolotu zaczepia się o pojazd i traci większość sprzętu, jednak wykonuje misję, zakochując się po drodze, z wzajemnością, w łączniczce, zdobywa dowód w postaci uwolnionego z obozu Amerykanina, jednak Murdock, któremu zależało na tym żeby dowodów nie było (tak będzie taniej i łatwiej politycznie), odwołuje śmigłowiec. Kraj znowu zdradza Johna, a on sam trafia do Wietnamskiej niewoli, gdzie oficerowie radzieccy chcą wymusić na nim "zeznania", które miałyby odwieść USA od wysyłania następnych żołnierzy. Z pomocą przychodzi wspomniana łączniczka, Co Bao. John ucieka, zabierając ze sobą więźniów i porywając helikopter (co zaskakujące radzieccy oficerowie latają "Black Hawkiem", słynnym amerykańskim śmigłowcem, właśnie ten helikopter kradnie Rambo). Rosjanie ruszają w pościg, w którym ginie ukochana Johna, ale udaje mu się uciec, dolatuje do bazy, Murdock jest przekonany że Rambo chce go zabić, jednak wyładowuje on swoją złość na komputerach i odchodzi znów wypowiadając finałowy monolog, w którym mówi że nie on jest bohaterem, a ci ludzie których uwolnił i że Ameryka dla niego już nic nie znaczy.

W "Trójce", Rambo zaszył się w Azji, gdzie odnajduje go Trautman, chce by dostarczył broń Afgańskim rebeliantom, walczącymi z wojskami radzieckimi. John odmawia, nie chce wracać do wojny, jednak gdy dowiaduje się że pułkownik wpadł w zasadzkę, próbując wykonać tą misję, postanawia wrócić i uwolnić swojego przyjaciela, jednak nie walczy już za Amerykę, czy przeciw Ameryce, a jedynie za swojego przyjaciela i za siebie. Na tym można by skończyć opisywanie 3 części przygód Rambo, dalej mamy niestety już bardzo prostą, chociaż świetnie nakręconą, akcję, której ostatecznym przesłaniem jest "Afgańczycy byli bohaterami, walczyli z komunistami", które z dzisiejszej perspektywy wydaję się totalnie absurdalne, ci sami ludzie teraz walczą z Amerykanami, ale już w USA filmu gloryfikującego ich działania nie nakręcą. Rambo miał zniknąć już ostatecznie, jednak okazało się że owa postać ma jeszcze potencjał w XXI wieku.


Sylvester Stalonne, na bazie sentymentalnego kina akcji, zaczął tworzyć filmy odwołujące się wzorcami do kina lat 80', robiąc to dość zgrabnie, wszystko zaczęło się od dość ciekawego powrotu Rocky'ego Balboa, legendarnego filmowego boksera, który powrócił w 2006 roku. Dwa lata później Stallone wskrzesił dla kin także postać Rambo, jednak jest to film trochę oderwany od reszty serii. Jest przede wszystkim bardzo przerysowany w formie, nad wyraz brutalny i krwawy, momentami niemal Taratinowsko groteskowy, był bardziej wstępem do gwiazdorsko obsadzonej serii "Niezniszczalni" niż kolejną odsłoną serii Rambo. W tej koncepcji film jest bardzo dobry, miło się go ogląda, nie jest to faktycznie Tarantino, ale to podobny nurt, który Stallone rozwija w serii "Niezniszczalni", gdzie gwiazdy kina akcji autoironicznie prezentują swoje zdolności, ma to w sobie coś z postmodernistycznych dzieł, najbliżej chyba do niektórych filmów Rodrigueza, które czerpią z podobnych wzorców, mam tutaj na myśli "Desperado 2" czy "Planet Terror", jeżeli tak oglądać ostatnie filmy akcji spod ręki Sly'a to wydaję się że Stallone znalazł w końcu styl w którym może się realizować, pozornie powielając stare wzorce, a w rzeczywistości lekko się nimi bawić.

piątek, 14 września 2012

Weganizm- na skraju obłędu.

Kiedyś przypadkiem natrafiłem na pewien wywiad zatytułowany "Mama weganka" (treść wywiadu), czytając go nie mogłem się oprzeć wrażeniu że ktoś jest tu nienormalny, ale w sumie byłem dość pewny że ja trzymam się w normach "normalności", więc stwierdziłem że nienormalna jest autorka wywiadu i jej rozmówczyni, ze względu że na owym portalu istnieje cenzura i kiedyś zostawiony tam komentarz został skasowany, postanowiłem napisać o tym u siebie.

A więc zacznijmy egzekucję na braku podstawowej wiedzy pani weganki:
"Podstawowym jedzeniem Einara (jej syna- przyp. mój) do 11 miesiąca życia było moje mleko. Dopiero później zaczął bardziej interesować się jedzeniem"

Dla dziecka już około 5-6 miesiąca życia mleko matki jest jak woda, zawiera za mało składników odżywczych by dziecko mogło się nim najeść, nie ma też już wpływu na jego odporność, były nawet przypadki na zachodzie że dziecko karmione tylko piersią umierało zwyczajnie z głodu, zapadł nawet jakiś wyrok sądowny w tej sprawie. Co gorsze w dalszej części artykułu dowiadujemy się, że już ponad roczne dziecko, dalej na śniadanie dostaje tylko mleko z piersi, a dopiero  po jakimś czasie faktyczne jedzenie.

"Nie podajemy mu żadnych suplementów. Nie dostaje też witaminy D3. Witaminę D czerpiemy ze słońca, na którym spędzamy tyle czasu, ile to możliwe"

Wcześniej ta pani mówi " Po ogólniaku rozpoczęłam filozofię, którą rzuciłam po 2 miesiącach… to nie było dla mnie", czytając powyższe zdanie dochodzę do wniosku że podstawówkę też rzuciła przed 6 klasą, bo to nie było dla niej. Witamina D3 owszem powstaje pod wpływem promieni słonecznych, ale tutaj mamy jakiś przedziwny kreacjonizm, powstaje ze słońca, z fotonów, czyli w gruncie rzeczy z niczego, ktoś ewidentnie nie doczytał że witamina D3 powstaje z 7-Dehydrocholesterolu, pochodnej cholesterolu, owszem pod wpływem UV, ale najpierw ten związek musi się w skórze znaleźć, a by się znalazł musimy najpierw mieć cholesterol. Wiem że to trudno zrozumieć niektórym, ale nic nie bierze się znikąd i sama energia w próżni niewiele może zrobić. 

"Einar od małego wychowywany jest w szacunku do zwierząt. Kiedy będzie wystarczająco duży będziemy mu wyjaśniać, w przystępny dla niego sposób, skąd pochodzi mięso. W naszym domu nie ma i nigdy nie będzie mięsa, więc Einar w domu na pewno go nie spróbuje. Chcemy wychować dziecko świadome, dlaczego nasze jedzenie jest takie, a nie inne. Chcemy go nauczyć, co jest etyczne, a co nie"

Chyba mój ulubiony cytat z tej wypowiedzi, "Chcemy go nauczyć, co jest etyczne, a co nie"- tysiące filozofów, przez tysiące lat zastanawiało się co jest etyczne a co nie, w sumie nikt nigdy nie doszedł do sensownych wniosków, każdy myślał inaczej, a tutaj jakaś pani z zaburzeniami osobowości chce uczyć, chociażby własne dziecko, co jest etyczne a co nie i mówi to tak jakby wiedziała to dokładnie. Pomijam już to że biedny dzieciak będzie miał od 3 roku życia prany mózg i wyrośnie z niego taki sam psychopata jak z matki.

"Nie szczepimy [syna]. Mamy to szczęście, że w Szwecji szczepienia nie są obowiązkowe. Tutaj wielu rodziców odmawia szczepień wiedząc, jak mogą być niebezpieczne" 

Jestem ciekaw czy wiedzą jak niebezpieczne mogą być "nieszczepienia", jak ich dziecko złapie np zapalenie opon mózgowych wywołane przez pneumokoki będą wiedzieli...

"Nigdy nie przespał też żadnej nocy w swoim łóżeczku. Śpi ze mną w łóżku. Przykładamy dużą wagę do tego, aby wychowywał się w ciepłej i czułej rodzinie"

Jej mąż musi być super-szczęśliwy że zawsze śpią z dzieckiem, pomijając że rodzi to totalną patologię oraz powoduje że dziecko w  późniejszym okresie życia będzie uzależnione od matki, będzie psychopatycznym wegańskim maminsynkiem, biedne dziecko.

A do tego:
"którzy bardzo często śpią razem z nami w łóżku. Oni są członkami rodziny"

Wprost fantastyczny absurd, jak z Monty Pythona.

Już abstrahując od tego wywiadu wegetarianie/weganie są najśmieszniejsi w swoim przekonaniu że nie jedząc mięsa powodują że jakieś zwierzęta nie będą cierpieć, ubojnie i tak będą zabijać tyle samo zwierząt bez względu na to że kilku ludzi (w skali świata, pomijając Hindusów, to jest kilku) będzie wolało jeść tofu i modyfikowaną genetycznie soję. Po za tym człowiek nauczył się hodować zwierzęta żeby nie musieć na nie polować, inne zwierzęta polują, my jesteśmy "trochę lepsi", nie wiem gdzie to cierpienie, zwierzęta sobie żyją, na normalnych hodowlach bez stresu (nie mówmy o patologiach, jakie zwykle przytaczane są w takich dyskusjach za argument), po to żeby później zostać, raczej bezboleśnie uśmierconym na pożywienie dla innych zwierząt(ludzi), to tak bardzo się nie różni od życia w naturze, jest sobie stado np antylop, całe życie muszą uważać na drapieżniki, a jak nie będą dość ostrożne to zostaną brutalnie uśmiercone przez lwa czy geparda, ten sam los, ale życie w hodowli jest łatwiejsze, człowiek pilnuje ich bezpieczeństwa, zapewnia im dobre pożywienie i opiekę medyczną. Zwierzęta nie mają świadomości wolności, własnego "ja" itp, dla nich liczy się tylko podstawa piramidy Masłowa, im w normalnej hodowli jest dobrze. Tego wszystkiego Weganie nie są w stanie zrozumieć, mimo że to takie proste.

Na koniec jeszcze wrócę do wywiadu:
"W szkole podstawowej zadano mi pytanie, czy wolałabym zabić człowieka czy świnię? Odpowiedziałam, że człowieka. Człowiek może sie bronić, świnia nie. Masę znajomych śmiało się ze mnie. A ja zdania nie zmieniłam do dziś…"

Jestem ciekaw czy tak sam by odpowiedziała na pytanie czy lepiej zabić jej syna czy jej psa, czy też by stwierdziła że jednak lepiej syna bo się może bronić. Pewnie by powiedziała "Ale to rodzina", jednak większość ludzi ma rodzina, natomiast u większości zwierząt hodowlanych (mięsnych) więzy rodzinne nie istnieją, lub są bardzo słabe, trochę dziwna ta etyka, nie sądzicie? 

A już na samo zakończenie polecam 2 teksty:
http://www.polskatimes.pl/artykul/103863,wegetarianin-to-czlowiek-ktory-potrzebuje-pomocy,2,id,t,sa.html

http://www.polskatimes.pl/artykul/515981,nekrolog-kapuscianej-glowy,id,t.html


 


Paweł Kukiz "Siła i Honor"- recenzja albumu.


Niedawno na rynku muzycznym pojawił się solowy album legendy polskiego rocka Pawła Kukiza, znanego z występów w zespołach Aya RL oraz Piersi, oba zespoły były w jakiś sposób ciekawe, pierwszy był niezłym przedstawicielem nowej fali/post punka, drugi natomiast był jednym z bardziej sprawnych prześmiewców postkomunistycznej rzeczywistości. Płyta "Siła i Honor" narobiła w mediach sporo szumu, mówiło się o rzekomym bojkocie wydawnictwa w stacjach radiowych (czy to prawda, nie wiem, bardzo rzadko słucham radia), pojawiały się opinię że Kukiz nagrał płytę skinheadzką i szowinistyczną, a nawet krążyły gdzieś w sieci ostrzejsze słowa pod adresem autora. Postanowiłem w końcu sam się przekonać co warty jest ten twór i czy opinie były uzasadnione.

Skoro od tego zacząłem, to muszę odpowiedzieć, nie. Te tezy były absolutnie wyssane z palca, płyta owszem ma wydźwięk nacjonalistyczny, ale w granicach rozsądku, treść nie bolała mnie tak jak się spodziewałem, teksty poruszają kontrowersyjne tematy, ale po wypowiedziach niektórych należało się spodziewać piosenek w stylu "Jarosław, Polskę zbaw", "Ruskie, wypierdalać!" lub "Zamach smoleński", takich rzeczy na tej płycie nie znajdziemy, nie ma tam także rasizmu, ani nawoływania do nienawiści. Jednak to by było na tyle chwalenia tego albumu, treść, pomijając czy się z nią zgadzam czy nie, nie jest wcale najgorsza, za to forma w jakiej nam ją podano woła o pomstę do nieba, albo do piekła (jak kto woli). Paweł Kukiz przez ostatnie kilkanaście lat coraz bardziej gorzkniał w otaczającej nas rzeczywistości, coraz silniej z błyskotliwego prześmiewcy stawał się brutalnym krytykiem, nie znajdywało to wielkiego odzewu w jego twórczości, chociaż słuchając "Płyty Pirackiej" zespołu "Piersi" (z roku 2004) można dostrzec już pewne kroki w tym kierunku, aczkolwiek dalej poprzeplatane satyrą na rzeczywistość. Przez kolejne 8 lat Kukiz "dojrzał" i zgorzkniał na tyle by zafundować nam swoją solową płytę, na którą miał pomysł, ale nie miał chyba środków. Teksty których treść już z grubsza omawiałem, są napisane bardzo nieudolnie, na siłę,  jakby nie pisał ich Paweł Kukiz, który przez lata był bardzo zgrabnym tekściarzem, gdyby nie to że na płycie znajduję się "cover" utworu "Obława" Jacka Kaczmarskiego, nie było by na niej jednego w całości dobrze napisanego tekstu, chociaż np "17 września" miał ku temu pewne "predyspozycje", to jednak w pewnym momencie coś się chrzani, coś znowu siłowo, coś, coś, coś.... To jest jednak album muzyczny i wszystko dało by się przełknąć gdybyśmy muzycznie dostali coś ciekawego, tutaj też poczułem rozczarowanie, muzyka prosta, nudna, bez polotu, niektóre utwory powielają stare schematy wykorzystywane kiedyś, w dużo lepszych, utworach Piersi, czyli totalna nuda. Słabo napisane teksty i kiepski podkład, taka płyta nie może być uznana za dobrą, jakie treści by za sobą nie niosła, pan Paweł chyba nie odrobił lekcji z historii punk rocka, nie poszedł za przykładem Dead Kennedys którzy swoje poglądy rozpropagowali dzięki temu że grali ciekawą i nowatorską muzykę punkową, tym przede wszystkim trafiali do ludzi, których w następnej kolejności można zainteresować teksem, który dobrze napisany może nieść treść. Kukiz od razu przeszedł do końca, pominął muzykę, dobrze napisane teksty, przeszedł do treści, może jako manifest polityczny można uznać ten album za dobry, ale na pewno nie jako album muzyczny, chociaż przyznam że przykro mi to pisać, bo zawsze szanowałem i szanuję Pawła Kukiza, jako artystę i człowieka.

Ocena płyty 2/6

wtorek, 11 września 2012

Słowo na wstępie.

Straszne potwory i super pełzacze*, to magazyn lajfstaljowo-kulturalny, będą w nim zamieszczane moje artykuły, krytyki, polemiki, felietony, oraz inne twory dziennikarskie na przeróżne tematy, między innymi muzyka, filmy, sztuka, moda, motoryzacja, sport oraz co mi przyjdzie w danym momencie do głowy. Imał się będę tematów poważnych, mniej poważnych i zupełnie niepoważnych, w sumie o wszystkim i o niczym, ale mam nadzieję że z sensem.

*"Straszne potwory i super pełzacze" (Scary Monsters (and Super Creeps))- to moje wolne tłumaczenie tytułu płyty Davida Bowie z roku 1980. O Davidzie Bowie pewnie kiedyś popełnię jakiś wpis, albo nawet dwa.
Więc witam wszystkich i zapraszam do czytania.